Argentyna: El Calafate (Glaciar Perito Moreno), El Chalten (Fitz Roy, Cerro Torre), Trelew (prowincja Chubut) - runda druga ;)!
02.04.2008 (śr.)
Puerto Natales (po zrobieniu pętli 7 dni w Parku Narodowym Torres del Paine). Hostel przy kempingu dormitorium 5.000 => 4.000 => 3.500 peso ch. / os., bez śniadania
Ok. godziny 13 zebraliśmy się z hostelu (serdecznie polecamy, zaraz obok kempingu; 2.500 => 2.000 CLP/os.) i o 14 stanęliśmy na drodze do Rio Turbio, gdzie znajduje się granica chilijsko-argentyńska (Paso Dorothea). Coś niestety kiepsko nam szlo tego dnia łapanie stopa. W ciągu pierwszych czterech godzin udało nam się posunąć zaledwie o 30 km (ale w tym przekroczyliśmy dwie granice)! Starczyło na dostanie się do Rio Turbio. Tam, gdy już zaczynaliśmy wątpić, czy tego dnia dojedziemy do El Calafate, szczęście się do nas uśmiechnęło! Zatrzymał się samochód, który zawiózł nas wprost do celu - El Calafate. Znaleźliśmy camping (ciepła woda, brak osłoniętej budki, ale są śliweczki za darmo ;)) i po krótkich negocjacjach ceny stanęło na 10 peso za osobę (z 12 ARS/os.) - przy hostel Jorgito :). Kemping miejski był już zamknięty (początek kwietnia).
Argentina. El Calafate. Glaciar Perito Moreno
03.04.2008 (czw.)
El Calafate. Camping Jorgito (12=>10 ARS/os.). [Perito Moreno]
Mieliśmy plan, aby dotrzeć tego dnia do Parku Narodowego Los Glaciares, gdzie ogląda się lodowiec Perito Moreno. Po raz kolejny nie spieszyło nam się ze wczesnym wstawaniem. Przy śniadanku porozmawialiśmy bardzo milo z poznana Polka (pozdrowienia dla Magdy!), dowiadując się rożnych nowych ciekawostek :)! Chcieliśmy dojechać do Los Glaciares do wieczora, spędzić tam noc na jakim campingu, a rano zachwycić się z bliska tym gigantycznym lodem. Mieliśmy zamiar zachwycić się naprawdę baaardzo rano. Wskazówka zasłyszana od Francuza w Puerto Natales: do 7 i po 21 można wejść za darmo do parku (inaczej trzeba płacić 40 ARS, co jest równe 28 PLN).
Spakowaliśmy namiot, śpiwory, kilka podstawowych rzeczy i ruszyliśmy łapać stopa. Oficjalny transport to 60 ARS/os. w dwie strony (limitowany czas pobytu). Zatrzymała się bardzo mila trojka ludzi (Ugne - Litwa, Martin - Hiszpania i jego mama - Arg.)
i razem z nimi pojechaliśmy do parku. Pogoda była deszczowa i wietrzna, a do tego zimno, dlatego zaniechaliśmy nocowania w parku. W okolicach słynnego Perito Moreno spędziliśmy ok. 4 godzin, mimo niepogody (deszcz, wiatr i zimno). Jest to lodowiec cały czas pracujący, słychać co jakiś czas coś niczym grzmotnięcia i zobaczyć można jak do wody wpadają odłamujące się od ścian wielkie kawały lodu. Perito ma ok. 55-60 metrów wysokości i rzeka lodu ciągnie się 14 km. Dziennie przyrasta ok 20cm. Kiedy dobija do brzegu, nie mogąc dalej przyrastać, przybrzeżny jego fragment, pęka. Ostatni raz zdarzyło się to w 2006 roku i teraz oczekuje się tego zdarzenia ponownie. Milo było stać w odległości ok. 50 metrów od takiego kolosa!
Zaskakujące było to, ze lodowiec naprawdę jest niebieski! Jak na złość w ta mroźną pogodę popsuło się ogrzewanie w aucie (6,5 stopnia), a na kempingu brrr… Wieczorem wróciliśmy na camping, aby dnia następnego ruszyć do El Chalten.
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/ArgentinaElCalafateGlaciarPeritoMoreno#
04.04.2008 (pt.)
El Calafate. Camping Jorgito (12=>10 ARS/os.)
El Chalten znajduje się o 220 km na północ od El Calafate i znana jest jako narodowa stolica trekingu. Autobusy są tam drogie (60-70 ARS w jedna stronę). Mały ruch. Z El Chalten bardzo drogo droga krajowa nr 40 dostać się na północ (do Bariloche ok. 270-300 ARS). Część drogi to tylko żwir i brak asfaltu. Stopa udało nam się złapać po ok. dwugodzinnym czekaniu z punktu kontrolnego policji. Śmieciarka się zatrzymała (!) i kierowca zabrał nas tam gdzie zmierzaliśmy jechać, bagaże wrzucając na pakę ;)! Jadąc do El Chalten już z daleka można podziwiać przecudowny masyw górski Parku Narodowego Los Glaciares, zawierający takie szczyty jak Cerro Torre czy Fitz Roy. Widoczność była bardzo dobra, dlatego przez ostatnia godzinę jazdy chłonęliśmy widoki. Miasteczko położone jest w dolinie górskiej. Jest maleńkie i dopiero co powstaje (liczy sobie zaledwie 25 lat?!). Jak słusznie zauważono wygląda jak jeden wielki plac budowy. Buduje się tutaj sklepy, pocztę, hotele, pensjonaty, drogi. Czasem stoi już szyld hostelu, za którym jednak dzielni robotnicy remontują jakaś ruderę ;)! Nie można jednak zaprzeczyć, ze położenie El Chalten jest cudowne. Ponieważ było zimno bardzo zdecydowałam, ze idę do hostelu. Ceny wahały się od 30-40 peso za noc (21-28 PLN) w cztero- i więcej osobowym pokoju. Ze zniżką Hosteling International (HI) zapłaciłam za noc 27 peso = 20 PLN (hostel nazywa się Condor de los Andes i polecam bardzo). Michał twardo został na darmowym campingu. W El Chalten są takie dwa, jeden przy wjeździe do miasta, a drugi przy wyjeździe.
Argentina. El Chalten
05.04.2008 (sob.)
El Chalten. Hostel Condor de los Andes / Darmowy kemping Confluencia
Pogoda ładna. Zrobiliśmy sobie krótkie treki w okolicy, planując następnego dnia zapakować się w małe plecaki i zrobić dwudniowy trek z noclegiem. Wieczór spędziliśmy w hostelu ciepło, milo i przyjemnie. Znów spotykamy Łukasza&Asie i pospołu obalamy Pina Colade (8 ARS)! Po wyjściu z hostelu w drodze do namiotu okazuje się, ze pada śnieg (ups!)!
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/ArgentinaElChalten#
06.04.2008 (niedz.)
El Chalten. Hostel Condor de los Andes / Darmowy kemping Confluencia
Deszcz, wiatr i zimno :(. Z planów nici. Spora cześć dnia przesiedzieliśmy w hostelu, podobnie jak reszta jego mieszkańców. Odwiedziliśmy Centrum Informacyjne o Parku (codziennie 9-17), które serdecznie polecam. Dużo ciekawej ekspozycji (historia zdobywania Fitz Roy i Cerro Torre, dużo o faunie i florze oraz wspinaczce ogólnie), o 15.00 wyświetlane są filmy o tematyce regionalnej, bardzo mila obsługa (zgodzili się puszczać dla nas filmy poza kolejnością ;)). Zdecydowaliśmy, ze jeżeli pogoda się nie polepszy, to w poniedziałek opuszczamy ta nieprzyjazna nam krainę i docelowo kierujemy się do Bariloche, ale droga narodowa nr 3 (więcej aut i szybciej). Jako tło tej zlej pogody dodam, ze tylko 300 dni w roku szczyty nie są zasłonięte chmurami, a my nie wiedzieliśmy które 300-dni się zaczęło ;)…
Takie niespodziewane przerwy maja następującą zaletę, ze często w podroży nie ma czasu na rożne sprawy i odkłada się na później, a tego “później” nigdy nie ma. Akurat wtedy znalazł się czas, by poczytać, pouczyć się hiszpana, pogotować - czyli tak czy owak - bomba ;)!
Kłamią, ze w Zaffarancho są filmy angielskojęzyczne codziennie o 22.30 - bullshit!
A ze wskazóweczek, to maja niezły burdel w Rancho Grande, wiec prysznic zaprasza ;)!
Nawet jest kościół w El Chalten, tylko padre jeszcze nie wyświęcili ;)!
07.04.2008 (pon.)
El Chalten. Darmowy kemping Confluencia
Pogoda bez zmian. Nie tym razem dla nas narodowa stolica trekingu. Rano tak zwana akcja błysk łapania śmieciarki ;)! Wiedzieliśmy, ze wyjedzą ok. 9 z El Chalten. Spakowaliśmy się w miarę możliwości szybko i kiedy Michał kończył składanie namiotu, ja czatowałam na drodze na naszego pana ze śmieciami. Przyjechał!!! Tym razem jednak był pełen śmieci, które przytrzymywała siatka (El Chalten leży w obrębie Parku Narodowego. Cale śmieci wywozi się do El Calafate). To nic! Przyczepiliśmy do niej jakoś prowizorycznie plecaki i jazda :)! Pogoda niestety kiepska. Wysiedliśmy na rozwidleniu dróg, chcąc łapać stopa w kierunku Rio Gallegos (stamtąd bowiem najłatwiej jest łapać dalej na północ - do słońca i ciepła!). Deszcz, wiatr i szczere pole. Przypomniały nam się wtedy słowa Juliana z Trelew ¨cokolwiek będzie się działo, cieszcie się tym, ze podróżujecie¨. Pomogło :)! Po godzinie czekania, tetanio przemoknięci i zziębnięci, zdecydowaliśmy się złapać stopa do El Calafate i stamtąd wziąć autobus do Guer Aike (ok. 20 km przed Rio Gallegos). Tak tez zrobiliśmy. Jak przyjemnie było usiąść w ciepłym autobusie (40 ARS, o 5.30 za 30 ARS. Maja dziwny zwyczaj proszenia o paszporty przy kupowaniu biletu autobusowego wewnątrz kraju…), wywiesić mokre rzeczy na grzejnik, popijać darmowa słodziusieńki i oglądać film z Willem Smithem (I am legend) :)! Się docenia ;)! Do Guer Aike dotarliśmy przed 19. Zapytany przez nas pan kierowca (”Frodo”) zgodził się zabrać nas swoja ciężarówka do oddalonego o 330 km Puerto San Julian. Tam za stacja benzynowa postawiliśmy nasz domek (ogólnie bardzo polecamy ta stacje usługową - prysznic 3 ARS, Internet 2 ARS za 15 min., wrzątek 0.50 ARS ;)).
W pon., śr. i pt. o 5.30 rano jeździ busik do Piedra Buena (90 ARS/os., 360 km).
Autobus TAQSA jeździ o 00.15 w nocy do Perito Moreno (110 ARS), Los Antiguos (120 ARS), Esquel (230 ARS), El Bolson (255 ARS), Bariloche (270 ARS).
ChaltenTravel jest droższy (Bariloche - 300 ARS).
08.04.2008 (wt.)
Trelew. Julian
Rano skoro świt (a nawet jeszcze przed - tutaj słońce wstaje ok. 8.00, wiec nie trzeba zarywać nocy, by sobie go obaczyć ;)!), wstaliśmy, spakowaliśmy co nasze, posililiśmy się i ok. 8 rano udało nam się złapać ciężarówkę do Comodoro Rivadavia (400 km na północ od Puerto San Julian). Tutaj wiele miejscowości zwie się np. gubernator, komodor, komendant itd. Bardzo sympatyczny pan kierowca (”Bilbo”) zabrał nas jednak aż do samego Trelew, 800 km!! Przyznać trzeba, ze mnie już nosiło po 13 godzinach w ciężarowce, cały dzień prawie na krakersach ;)! Na “trojce” miasta są paskudne. Głównie związane z przemysłem naftowym (wiedzieliście, że Argentyna ma ropę?!) i gazowym. Wciąż pustynia, tylko przed Caleta Olivia pojawia się morze. Tam zrobiliśmy sobie spacerek w czasie odpływu po dnie morza! W Trelew lądujemy ok.19 - temperatura w okolicach 20 stopni! A tutaj Julian, u którego gościliśmy dokładnie miesiąc wcześniej zgodził się nas przyjąć i tym razem! Muchas Gracias!
09.04.2008 (śr.)
Julian. Trelew
Nadrabiamy zaległości wirtualne. Zapraszamy do galerii (RAW jeszcze do obróbki - najlepsze na koniec, byście się skusili na pokaz jakowyś po przyjeździe, a nie, ze już wszystko widziałem na sieci ;))!
Wcinamy pyszna kolacyjkę z Julianem (tuńczyk + pomidorki = pycha połączenie)!
10.04.2008 (czw.)
Julian. Trelew
Robimy sobie kolejny dzień odpoczynku, czytanie i cieszenia się dachem na głową oraz ciepłem (ale nie aż tak, jak byśmy chcieli)! Po miesiącu znowu wylądowaliśmy w Trelew. Ale po kolei :)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz