Witajcie!
Bardzo długo się nie odzywaliśmy, ponieważ przygotowania do wyjazdu zajęły nam mnóstwo czasu, ale teraz postaramy się nieco nadrobić! Należy Wam się nieco informacji, co robiliśmy przez ten długi czas, gdy nie było od nas wieści…
1 BRL = ca. 1,65 PLN
Brasil. Stela Mariz
06.02.2008 (śr.)
STELA MARIS. Namiot 12 BRL/os.
Rano witają nas palmy :)… Ceny w karnawale są zabójcze w Salwadorze, ale mamy namiot i udajemy się na przeurocze pole namiotowe zaraz przy morzu! Jak się później okazuje jest to jedna z najpiękniejszych plaż w okolicach Salwadoru, pozbawiona turystów i komerchy – mamy szczęście!
Dzień +/- wygląda tak: około 7:00 nie da się wysiedzieć w namiocie, więc pobudka. Pytając o to, jak Brazylijczycy w takim upale pracują, odpowiedź brzmi: mają przerwę od 10-16 ;)! Około 17.30 zachodzi słońce, czyli idziemy spać z kurami (upragniony chłód).
Ogólnie rozkoszujemy się morzem, plażą, palmami i cieszymy się zasłużonym odpoczynkiem.
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilStelaMariz
07.02.2008 (czw.)
STELA MARIS
Udajemy się na wycieczkę do Salwadoru, dzielnica Pelourinho (pręgierz). Jak na miasto 2,4 mln całkiem malutka, ale za to śliczniutka. Widać, że na karnawał ulice były przystrojone, ale na ulicy widać też śpiących ludzi i biedę… Wszyscy ostrzegają, że niebezpiecznie po zmroku i lepiej się nie afiszować z luksusami typu aparat, zegarek, biżuteria…
Odwiedziliśmy szkołę capoeiry Mestre Bimba – obecnie w niej rezyduje Mestre Bemba, z którym pokonwersowalim i grabuchę uściślim ;)! Zaraz za dzielnicą turystyczną, a nawet w niej, oferują rożne wyskokowe specyfiki…
08.02.08 (pt.)
STELA MARIS
Widok z namiotu mamy powalający – wschód słońca nad morzem (ze względu na półkulę zachód nad morzem na razie nie możliwy)… Leżąc na karimatce przed namiotem, w górze widzimy palmy… A jak spadnie akurat kokos – to darmowa woda z kokosa (agua do coco) - raj… Przenosimy się koło Itapoa, do obecnego serwasowego hosta :)!
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilSalvadorDeBahia#
09.02.08 (sob.)
SALVADOR
Jesteśmy w Brazylii, w Salwadorze, w rejonie Bahia. Obecnie jesteśmy goszczeni u naszych serwasowych gospodarzy. Jest ślicznie: mamy własny pokój, a przed nim ogród z basenem, wokół palmy i cieplutko!
Brasil. Salvador de Bahia
10.02.2008 (niedz.)
SALVADOR
Wybraliśmy się do Barra - dzielnicy położonej wzdłuż morza, pełna plażowiczów, straganów. Z ciekawostek widzieliśmy stary fort – całkiem mały, jak na obecny Salwador, lecz pewnie na ówczesne czasy dość wystawny. Całkiem niedaleko znajduje się warowna latarnia morska wraz z muzeum żeglarstwa. Generalnie większość atrakcji to plaża i różne jej odmiany. Choć i tak najbardziej poszukiwany jest cień!
Mając jeszcze nieco czasu, pojechaliśmy ponownie do Pelourinho – dzielnica turystyczno-historyczna. Cóż za miła niespodzianka – bardzo mało ludzi! Poprzednio musieliśmy się przebijać z dworca autobusowego LAPA wraz z tłumami ludków, a teraz – pustki! Niedziela, manana… Ukazało nam się zupełnie nowe oblicze tej okolicy. Pozwiedzaliśmy boczne uliczki (a jest tu tak, że ulica równoległa do deptaku turystycznego, to już mega slumsy), zachwycaliśmy się pięknymi, małymi domeczkami o bajecznych kolorach, największym konwentem Karmelu na świecie, klimatem ludzi spędzających swoje życie na ulicy z przyjaciółmi – pełna sielana (musimy tam jeszcze raz wrócić z aparatem). Tak przy okazji – to sami Brazylijczycy bardzo nas przestrzegali przed niebezpieczeństwami czekającymi na Bogu ducha winnych turystów: napady, kradzieże… Oto kilka rad: nie nosić za dużo pieniędzy przy sobie, nie wspominając o kartach i paszporcie, ew. pieniądze należy rozlokować w rożnych miejscach (np. w butach - ale jak tu siano w sandała schować?! ;)), żadnych ozdób, zegarków i aparatów (my się nieco pewniej poczuliśmy przynajmniej w niedzielę) ;)! Nie zdążyliśmy niestety zobaczyć brazylijskiej mszy i byliśmy zbyt padnięci, po całym dniu chodzenia, by iść na koncert zespołu, który grał w czasie karnawału…
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilArembepe#
11.02.08 (pon.)
SALVADOR
Autobusem do AREMBEPE (2,75 BRL z Sao Cristovao). Super spokojne, urokliwe miasteczko. Bardzo mili ludzie. Na środku ryneczku akademia Capoeiry (jak się zaś okazało, to można rzec standard). Spotykamy pierwszych białych turystów, z którymi rozmawiamy –Anglicy – parka.
Kierujemy się do wioski hipisów (Aldeia Hippie) i instalujemy się na Janis Joplin Rancho. Wita na sobowtór Bob’a Marley’a i od razu jest przyjemnie! Namiocik w cieniu bambusowego gaju, toaleta “natural” i woda z siarkowodorem, ale jest git (10 BRL / 2 os. + 10 BRL bonus). Idziemy oglądać Projecto Tamar dot. żółwi lądowych i morskich – któż by się spodziewał, że żółwie mogą być takie ogromne?!
Cieszymy się spokojną plażą pozbawiona ludzi, ćwiczymy nieco capo, bo ponoć wieczorem “ma się dziać” w akademii :). W oczekiwaniu na capo zwiedzamy miasto i wciągamy jego sielankowy klimat - ludzie grają sobie na ryneczku w piłkę (dziewczęta), w siatkę, siedzą na ganku, w kościołku ćwiczy jakiś szalony perkusista! Capoeiry się nie doczekalim, ale to nic! Wracamy na nasz hippie camping i spędzamy milusi wieczór, grając na gitarze z autochtonami przy akompaniamencie bębnów i łażącym po słupie jakimś wielkim niezidentyfikowanym stworze z wielką kitą ;)… W nocy xxx kogut nie daje spać, a na dodatek cwana bestia: chcąc go ukatrupić, wyszedłem z namiotu, a ten schował się w bambusach i tak zakamuflował, że nie było go widać. Nawet salwy piasku nie wypłoszyły go z ukrycia ;)…
Brasil. Arembepe
12.02.08 (wt.)
AREMBEPE. Janis Joplin Rancho 10 BRL/2 os.
Pięknie położona ta osada hipisów: palmy, domy ze strzechą, powiewające flagi, klimatyczni ludkowie.
Jedziemy do IMBASSAI na Linha Verde.
Przeprowadzamy operację “kokos” ;).
Spotykamy tą samą parkę Anglików, co w Arembepe poprzedniego dnia i byczymy się na plaży. Na obiadek feijiaolada – typowe brazylijskie danie niewolników składające się z wędzonego mięsa, ryżu, fasoli oraz ew. banana i mąki (farinha). Przy plażach turystycznych są prysznice do zmycia słonej wody. My się rozbiliśmy pod daszkiem opuszczonego domku na plaży. Wiało w nocy na maxa, ale rano…
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BasilImbassai#
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilPraiaDiForte#
Brasil. Praia di Forte
Basil. Imbassai
13.02.08 (śr.)
IMBASSAI. Namiot na plaży
Budzimy się na wschód słońca widziany z namiotu :).
Kawka u Szkota, który właśnie otworzył knajpkę w Imbassai.
Jedziemy do PRAIA DO FORTE. Bagaże zostawiamy w hostelu (HI). Urocze, turystyczne miasteczko, pełne straganów, rękodzieł, bardzo bezpiecznie i sielankowo. Jest tam Project TAMAR, latarnia morska (nieodłączny element krajobrazu) oraz nawet szkielet dinozaura (?). Z Praia do Forte jedziemy do Salvadoru (Expresso) 7 BRL/os..
Z Salvadoru do Cachoeira / Sao Felix (14 BRL/os.).
Lądujemy już późno. Szukając miejsca do spania, trafiamy na trening capoeira dla dzieci. Ewa gra w roda :). Himishi (mały capoeirista) proponuje nam, byśmy się rozbili przed jego domem. Tak właśnie trafiamy na nocleg do faweli! Warunki w domu bardzo podstawowe, mnóstwo ludków w domu, po wodę trzeba chodzić z wiadrami po stromiznach do sąsiada. “Oficina” ojca jest za domem dość prowizoryczna. Zajmują się wyrobem koralików i ich sprzedażą. W całym domu rozbrzmiewa reggae! Ciekawa jest łazienka z toaletą, a właściwie jej brak ;).
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilSaoFelixCachoeira#
14.02.08 (czw.)
SAO FELIX. Fawela przy domu Hishimi
Udajemy się na druga stronę rzeki do CACHOEIRA. Znajdujemy super camping i szwendamy się po sennym miasteczku.
Brasil. Sao Felix / Cachoeira
15.02.08 (pt.)
CACHOEIRA. Namiot 10 BRL/os.
Jesteśmy w Cachoeira. Dziś mamy spokojny dzień. Postanowiliśmy zostać tu nieco dłużej, ponieważ jest baaardzo przyjemnie: nie jest aż tak gorąco jak nad morzem, nasza skóra po pierwszym zejściu – “kameleony” – wraca do normy, mamy piękny nocleg w ślicznym ośrodku z 25-metrpwym basenem, mniejszymi dwoma dla ochłody, super patio, gdzie sobie robimy jedzonko i to wszystko całkiem niedrogo!
Ten camping jest bajeczny: mamy do dyspozycji basen 25m, 2 małe baseniki, prysznice, toalety, darmowe mango (po portugalsku “manga” - nie mylić z kreskówkami), które rośnie nam nad głową :). Samo miasteczko jest urocze - spokojne, położone nad szeroką rzeką (po przeciwnej stronie Sao Felix), staromodne, z mnóstwem starych sprzętów (np. fotele fryzjerskie maja chyba z 50 lat, jak krzesło dentystyczne mojego Taty ;)), osiołki i konie biegają po ulicach. Obejrzeliśmy ratusz (nie warto) i konwent Karmelitów (hotel) - bardzo uroczy. Wszystkie do tej pory widziane klasztory mają w środku plac z krużgankami (chyba po to, by słońce z zenitu nie dawało po czaszce).
16.02.08 (sob.)
CACHOEIRA. Namiot 10 BRL/os.
Mini busik do Salvadoru, Rodoviaria (dworzec autobusów dalekobieżnych) 10 BRL/os. Cena “normalnego” autobusu bez ubezpieczenia 11,90 BRL/os., z ubezpieczeniem ok. 14 BRL.
SALVADOR. Martha
Żeby zoptymalizować się, Ewa wyrusza na podbój miasta, ja po bagaże do Salvadora (osoba), gdzie spotykam jego znajomego o polskich korzeniach, a następnie na lotnisko. Po porównaniu cen niestety okazuje się, że są takie jak w Internecie (nie kłamał ;)) i najtaniej wychodzi lecieć Webjet za ok. 380 BRL/os. do Porto Alegre. Zaraz po przyjeździe bilet ten kosztował ok. 320 BRL, ale nie znaliśmy daty wylotu… Z samym kupnem biletu było nieco stresu, bo karty nie działały, limity na kartach ledwo pozwoliły na wypłatę odpowiedniej ilości gotówki, co trzeba było wspomóc wymianą dewiz. “Suma sumarów” udało się i jest git!
Bus prices checked at Rodoviaria:
Salvador - Rio - 199 BRL
Salvador - Foz do Iguacu - 371 BRL
Salvador - Brasilia - 179 BRL
Salvador - Porto Alegre - 268 BRL
Flight prices:
Webjet
SSA - POA - 380 BRL (for following week)
SSA - Rio - 280 BRL (for following week)
SSA - Curitiba - 340 BRL (for following week)
TAM
SSA - Foz - 701 BRL
SSA - Rio - 370 BRL
Rio - Foz - 430 BRL
GOL
SSA - Rio - 318 BRL
SSA - Foz - 550/670 BRL
SSA - EZE - 750 BRL
SSA - POA - 675 BRL
Wieczorem na Pelourinho na Bale Folclorico (25BRL/os.). Przedstawienie mega turystyczne (a niech im będzie raz;)) obrazujące orixe, candomble (nieco), capoeirę i samba roda.
17.02.08 (niedz.)
SALVADOR. Martha
Super śniadanko z widokiem z 14. piętra na morze u Marthy. Lunch z Marthą i Lisą (akurat miała urodzinki!) – tak wystawny jak nasz bożonarodzeniowy posiłek ;). Zaczęliśmy tradycyjnie brazylijsko od caipirinhi. A robi się ją tak: najpierw 2 łyżki cukru do szklanki, zaś pokroić limonkę (ugnieść patykiem), do tego cechaca (rodzaj rumu brazylijskiego 4,50 BRL za 0,5l), dolać wodę i mnóstwo lodu - super orzeźwiające! Jako główne dania mięsko z grilla, kuskus, ruccola i sałata (przechowywana nieco w wodzie z octem). Do tego super winko Gato Negro z Chile. Na deser czekoladki i pyszny likier cytrynowy produkcji włoskiej! Do tego oczywiście bardzo ciekawe rozmowy, ale może zbyt osobiste to sprawy, by w tym miejscu je przytaczać ;)…
Po południu pojechaliśmy na Riberia, do kościoła słynącego z cudów Bonfim (Pan szczęśliwego Zakończenia - tego też sobie życzymy w tej wyprawie). Ludzie zanoszą tam zdjęcia i odlewy kończyn, jako świadectwa wysłuchanych modlitw, cudów. Zaś spacer wieczorkiem do fortu i kościołka położonego zaraz przy morzu. Taki spokojny zakątek dla brazylijskich “lowelasów” ;)…
Tak przy okazji – Zatoka Wszystkich Świętych, nad którą leży Salwador, jest przepiękna i nie dziwota, że tu właśnie Portugalczycy założyli miasto. W każdym strategicznym miejscu jest fort. Do tej pory zaliczyliśmy chyba cztery z nich.
18.02.08 (pon.)
SALVADOR. Martha
Pelourinho. Muzeum Sztuki Sakralnej - jedno z najbogatszych w Ameryce Południowej. Faktycznie warto. Mieści się w klasztorze Św. Teresy. Ciekawe były popiersia świętych z otworami na relikwie, a także postaci świętych używane na procesjach ubierane w stroje, z “mobilnymi” rękoma. W bibliotece klasztoru (!) znaleźliśmy ciekawy album ze zdjęciami z candomble: kroili koguty, kozły, świnie i pryskali się ich krwią i pierzem koguta… Po południu przeprowadzka do Marthy.
19.02.2008 (wt.)
SALVADOR
Ponowna wizyta na Pelourinho, które zawsze nas czymś zaskakuje!
Informacja o wymianie pieniędzy: na lotnisku są bankomaty “międzynarodowe” – prowizja 8 BRL. Kurs oficjalny w kantorach ok. 1,64 BRL za 1 USD. Z naszego doświadczenia lepiej wymieniać pieniądze na Pelourinho w sklepikach – lepszy kurs ok. 1, 70 BRL.
Są kłopoty z akceptacją kart płatniczych VISA Elektron i nawet VISA Classic, więc lepiej jak zawsze się zaopatrzyć w nieco dewiz i różne rodzaje kart (problem przy płatności za bilety lotnicze Webjet).
Na Pelourinho zwiedziliśmy Trzeci Zakon Św. Franciszka z bajecznymi portugalskimi biało-niebieskimi kaflami („azulejos”) oraz muzeum. Musieliśmy wrócić do “Centro Historico”, ponieważ poprzednim razem nie braliśmy aparatu, a jest co fotografować: kolorowe, urokliwe kamieniczki, sypiące się, ale pełne wdzięku kościoły i przede wszystkim ludziska, bądź – lepiej rzec – postaci, bo pewnie każda z nich ma ciekawą historię do opowiedzenia (nieco się jeszcze krępujemy)…
Na placu Terreiro de Jesus można obejrzeć capoeira (jeśli ma się dość cierpliwości, bo długo czasem każą na siebie czekać). Przez znawców oceniane dwuznacznie, choć jak dla mnie bomba! Ogólnie Murzaje super się ruszają, są dobrze zbudowani (w większości) i sprawni jak 150! Zajrzeliśmy do jednego z najstarszych klasztorów karmelitańskich obecnie przerobionego na niezgorszy hotel… Niby burżujstwo, ale na chwilkę można by się zatrzymać ;)! Zachwalane Muzeum Afro-brazylijskie nie powaliło nas na kolana. Jest dość małe, do ręki dostaje się ksero z opisami po angielsku w koszulkach, ekspozycja uboga… Ciekawe są jednak opisy bóstw Orixa - jedno nawet nosi imię Ewa!
Wieczorem Elisabeth zaprosiła nas na trzy wystawy w jednej galerii. Najbardziej jednak ciekawe było oglądanie bohemy salwadorskiej. Kulinarny przysmak – shake goiaba: zamrożone owoce wraz z wodą (mlekiem) potraktować mikserem i dodać cukru - mniam!
20.02.2008 (śr.)
SALVADOR
Dziś mieliśmy super śniadanko w towarzystwie przeuroczej Elizabeth. Trochę się przeliczyliśmy, że plaża będzie blisko i po długim marszu ostatecznie wzięliśmy autobus, który zahaczając o punkt naszego wyjścia, dowiózł nas na plażę Barra. Słońce jest tutaj bardzo ostre (polecamy na dzień dobry filtr 50). Po plaży krąży mnóstwo sprzedawców różności: od napojów, przez lody, do materiałów i wisiorków. W przerwie niektórzy grają sobie np. w piłkę, zostawiając kram na później :).
http://pl.youtube.com/watch?v=9-bdZjbHV8g
21.02.2008 (czw.)
Salvador. Elizabeth.
Kupiliśmy bilety na samolot do POA (Porto Alegre) 758 BRL/2os linii Webjet. Samolot miał wylecieć o 16.30. Zaś był przesunięty na 18, zaś na 18.30, a jeszcze później na 20.00. Okazało się, że mamy międzylądowania w Rio i Kurytybie = byliśmy tam ;)!
Bardzo długo się nie odzywaliśmy, ponieważ przygotowania do wyjazdu zajęły nam mnóstwo czasu, ale teraz postaramy się nieco nadrobić! Należy Wam się nieco informacji, co robiliśmy przez ten długi czas, gdy nie było od nas wieści…
1 BRL = ca. 1,65 PLN
Brasil. Stela Mariz
06.02.2008 (śr.)
STELA MARIS. Namiot 12 BRL/os.
Rano witają nas palmy :)… Ceny w karnawale są zabójcze w Salwadorze, ale mamy namiot i udajemy się na przeurocze pole namiotowe zaraz przy morzu! Jak się później okazuje jest to jedna z najpiękniejszych plaż w okolicach Salwadoru, pozbawiona turystów i komerchy – mamy szczęście!
Dzień +/- wygląda tak: około 7:00 nie da się wysiedzieć w namiocie, więc pobudka. Pytając o to, jak Brazylijczycy w takim upale pracują, odpowiedź brzmi: mają przerwę od 10-16 ;)! Około 17.30 zachodzi słońce, czyli idziemy spać z kurami (upragniony chłód).
Ogólnie rozkoszujemy się morzem, plażą, palmami i cieszymy się zasłużonym odpoczynkiem.
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilStelaMariz
07.02.2008 (czw.)
STELA MARIS
Udajemy się na wycieczkę do Salwadoru, dzielnica Pelourinho (pręgierz). Jak na miasto 2,4 mln całkiem malutka, ale za to śliczniutka. Widać, że na karnawał ulice były przystrojone, ale na ulicy widać też śpiących ludzi i biedę… Wszyscy ostrzegają, że niebezpiecznie po zmroku i lepiej się nie afiszować z luksusami typu aparat, zegarek, biżuteria…
Odwiedziliśmy szkołę capoeiry Mestre Bimba – obecnie w niej rezyduje Mestre Bemba, z którym pokonwersowalim i grabuchę uściślim ;)! Zaraz za dzielnicą turystyczną, a nawet w niej, oferują rożne wyskokowe specyfiki…
08.02.08 (pt.)
STELA MARIS
Widok z namiotu mamy powalający – wschód słońca nad morzem (ze względu na półkulę zachód nad morzem na razie nie możliwy)… Leżąc na karimatce przed namiotem, w górze widzimy palmy… A jak spadnie akurat kokos – to darmowa woda z kokosa (agua do coco) - raj… Przenosimy się koło Itapoa, do obecnego serwasowego hosta :)!
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilSalvadorDeBahia#
09.02.08 (sob.)
SALVADOR
Jesteśmy w Brazylii, w Salwadorze, w rejonie Bahia. Obecnie jesteśmy goszczeni u naszych serwasowych gospodarzy. Jest ślicznie: mamy własny pokój, a przed nim ogród z basenem, wokół palmy i cieplutko!
Brasil. Salvador de Bahia
10.02.2008 (niedz.)
SALVADOR
Wybraliśmy się do Barra - dzielnicy położonej wzdłuż morza, pełna plażowiczów, straganów. Z ciekawostek widzieliśmy stary fort – całkiem mały, jak na obecny Salwador, lecz pewnie na ówczesne czasy dość wystawny. Całkiem niedaleko znajduje się warowna latarnia morska wraz z muzeum żeglarstwa. Generalnie większość atrakcji to plaża i różne jej odmiany. Choć i tak najbardziej poszukiwany jest cień!
Mając jeszcze nieco czasu, pojechaliśmy ponownie do Pelourinho – dzielnica turystyczno-historyczna. Cóż za miła niespodzianka – bardzo mało ludzi! Poprzednio musieliśmy się przebijać z dworca autobusowego LAPA wraz z tłumami ludków, a teraz – pustki! Niedziela, manana… Ukazało nam się zupełnie nowe oblicze tej okolicy. Pozwiedzaliśmy boczne uliczki (a jest tu tak, że ulica równoległa do deptaku turystycznego, to już mega slumsy), zachwycaliśmy się pięknymi, małymi domeczkami o bajecznych kolorach, największym konwentem Karmelu na świecie, klimatem ludzi spędzających swoje życie na ulicy z przyjaciółmi – pełna sielana (musimy tam jeszcze raz wrócić z aparatem). Tak przy okazji – to sami Brazylijczycy bardzo nas przestrzegali przed niebezpieczeństwami czekającymi na Bogu ducha winnych turystów: napady, kradzieże… Oto kilka rad: nie nosić za dużo pieniędzy przy sobie, nie wspominając o kartach i paszporcie, ew. pieniądze należy rozlokować w rożnych miejscach (np. w butach - ale jak tu siano w sandała schować?! ;)), żadnych ozdób, zegarków i aparatów (my się nieco pewniej poczuliśmy przynajmniej w niedzielę) ;)! Nie zdążyliśmy niestety zobaczyć brazylijskiej mszy i byliśmy zbyt padnięci, po całym dniu chodzenia, by iść na koncert zespołu, który grał w czasie karnawału…
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilArembepe#
11.02.08 (pon.)
SALVADOR
Autobusem do AREMBEPE (2,75 BRL z Sao Cristovao). Super spokojne, urokliwe miasteczko. Bardzo mili ludzie. Na środku ryneczku akademia Capoeiry (jak się zaś okazało, to można rzec standard). Spotykamy pierwszych białych turystów, z którymi rozmawiamy –Anglicy – parka.
Kierujemy się do wioski hipisów (Aldeia Hippie) i instalujemy się na Janis Joplin Rancho. Wita na sobowtór Bob’a Marley’a i od razu jest przyjemnie! Namiocik w cieniu bambusowego gaju, toaleta “natural” i woda z siarkowodorem, ale jest git (10 BRL / 2 os. + 10 BRL bonus). Idziemy oglądać Projecto Tamar dot. żółwi lądowych i morskich – któż by się spodziewał, że żółwie mogą być takie ogromne?!
Cieszymy się spokojną plażą pozbawiona ludzi, ćwiczymy nieco capo, bo ponoć wieczorem “ma się dziać” w akademii :). W oczekiwaniu na capo zwiedzamy miasto i wciągamy jego sielankowy klimat - ludzie grają sobie na ryneczku w piłkę (dziewczęta), w siatkę, siedzą na ganku, w kościołku ćwiczy jakiś szalony perkusista! Capoeiry się nie doczekalim, ale to nic! Wracamy na nasz hippie camping i spędzamy milusi wieczór, grając na gitarze z autochtonami przy akompaniamencie bębnów i łażącym po słupie jakimś wielkim niezidentyfikowanym stworze z wielką kitą ;)… W nocy xxx kogut nie daje spać, a na dodatek cwana bestia: chcąc go ukatrupić, wyszedłem z namiotu, a ten schował się w bambusach i tak zakamuflował, że nie było go widać. Nawet salwy piasku nie wypłoszyły go z ukrycia ;)…
Brasil. Arembepe
12.02.08 (wt.)
AREMBEPE. Janis Joplin Rancho 10 BRL/2 os.
Pięknie położona ta osada hipisów: palmy, domy ze strzechą, powiewające flagi, klimatyczni ludkowie.
Jedziemy do IMBASSAI na Linha Verde.
Przeprowadzamy operację “kokos” ;).
Spotykamy tą samą parkę Anglików, co w Arembepe poprzedniego dnia i byczymy się na plaży. Na obiadek feijiaolada – typowe brazylijskie danie niewolników składające się z wędzonego mięsa, ryżu, fasoli oraz ew. banana i mąki (farinha). Przy plażach turystycznych są prysznice do zmycia słonej wody. My się rozbiliśmy pod daszkiem opuszczonego domku na plaży. Wiało w nocy na maxa, ale rano…
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BasilImbassai#
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilPraiaDiForte#
Brasil. Praia di Forte
Basil. Imbassai
13.02.08 (śr.)
IMBASSAI. Namiot na plaży
Budzimy się na wschód słońca widziany z namiotu :).
Kawka u Szkota, który właśnie otworzył knajpkę w Imbassai.
Jedziemy do PRAIA DO FORTE. Bagaże zostawiamy w hostelu (HI). Urocze, turystyczne miasteczko, pełne straganów, rękodzieł, bardzo bezpiecznie i sielankowo. Jest tam Project TAMAR, latarnia morska (nieodłączny element krajobrazu) oraz nawet szkielet dinozaura (?). Z Praia do Forte jedziemy do Salvadoru (Expresso) 7 BRL/os..
Z Salvadoru do Cachoeira / Sao Felix (14 BRL/os.).
Lądujemy już późno. Szukając miejsca do spania, trafiamy na trening capoeira dla dzieci. Ewa gra w roda :). Himishi (mały capoeirista) proponuje nam, byśmy się rozbili przed jego domem. Tak właśnie trafiamy na nocleg do faweli! Warunki w domu bardzo podstawowe, mnóstwo ludków w domu, po wodę trzeba chodzić z wiadrami po stromiznach do sąsiada. “Oficina” ojca jest za domem dość prowizoryczna. Zajmują się wyrobem koralików i ich sprzedażą. W całym domu rozbrzmiewa reggae! Ciekawa jest łazienka z toaletą, a właściwie jej brak ;).
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/BrasilSaoFelixCachoeira#
14.02.08 (czw.)
SAO FELIX. Fawela przy domu Hishimi
Udajemy się na druga stronę rzeki do CACHOEIRA. Znajdujemy super camping i szwendamy się po sennym miasteczku.
Brasil. Sao Felix / Cachoeira
15.02.08 (pt.)
CACHOEIRA. Namiot 10 BRL/os.
Jesteśmy w Cachoeira. Dziś mamy spokojny dzień. Postanowiliśmy zostać tu nieco dłużej, ponieważ jest baaardzo przyjemnie: nie jest aż tak gorąco jak nad morzem, nasza skóra po pierwszym zejściu – “kameleony” – wraca do normy, mamy piękny nocleg w ślicznym ośrodku z 25-metrpwym basenem, mniejszymi dwoma dla ochłody, super patio, gdzie sobie robimy jedzonko i to wszystko całkiem niedrogo!
Ten camping jest bajeczny: mamy do dyspozycji basen 25m, 2 małe baseniki, prysznice, toalety, darmowe mango (po portugalsku “manga” - nie mylić z kreskówkami), które rośnie nam nad głową :). Samo miasteczko jest urocze - spokojne, położone nad szeroką rzeką (po przeciwnej stronie Sao Felix), staromodne, z mnóstwem starych sprzętów (np. fotele fryzjerskie maja chyba z 50 lat, jak krzesło dentystyczne mojego Taty ;)), osiołki i konie biegają po ulicach. Obejrzeliśmy ratusz (nie warto) i konwent Karmelitów (hotel) - bardzo uroczy. Wszystkie do tej pory widziane klasztory mają w środku plac z krużgankami (chyba po to, by słońce z zenitu nie dawało po czaszce).
16.02.08 (sob.)
CACHOEIRA. Namiot 10 BRL/os.
Mini busik do Salvadoru, Rodoviaria (dworzec autobusów dalekobieżnych) 10 BRL/os. Cena “normalnego” autobusu bez ubezpieczenia 11,90 BRL/os., z ubezpieczeniem ok. 14 BRL.
SALVADOR. Martha
Żeby zoptymalizować się, Ewa wyrusza na podbój miasta, ja po bagaże do Salvadora (osoba), gdzie spotykam jego znajomego o polskich korzeniach, a następnie na lotnisko. Po porównaniu cen niestety okazuje się, że są takie jak w Internecie (nie kłamał ;)) i najtaniej wychodzi lecieć Webjet za ok. 380 BRL/os. do Porto Alegre. Zaraz po przyjeździe bilet ten kosztował ok. 320 BRL, ale nie znaliśmy daty wylotu… Z samym kupnem biletu było nieco stresu, bo karty nie działały, limity na kartach ledwo pozwoliły na wypłatę odpowiedniej ilości gotówki, co trzeba było wspomóc wymianą dewiz. “Suma sumarów” udało się i jest git!
Bus prices checked at Rodoviaria:
Salvador - Rio - 199 BRL
Salvador - Foz do Iguacu - 371 BRL
Salvador - Brasilia - 179 BRL
Salvador - Porto Alegre - 268 BRL
Flight prices:
Webjet
SSA - POA - 380 BRL (for following week)
SSA - Rio - 280 BRL (for following week)
SSA - Curitiba - 340 BRL (for following week)
TAM
SSA - Foz - 701 BRL
SSA - Rio - 370 BRL
Rio - Foz - 430 BRL
GOL
SSA - Rio - 318 BRL
SSA - Foz - 550/670 BRL
SSA - EZE - 750 BRL
SSA - POA - 675 BRL
Wieczorem na Pelourinho na Bale Folclorico (25BRL/os.). Przedstawienie mega turystyczne (a niech im będzie raz;)) obrazujące orixe, candomble (nieco), capoeirę i samba roda.
17.02.08 (niedz.)
SALVADOR. Martha
Super śniadanko z widokiem z 14. piętra na morze u Marthy. Lunch z Marthą i Lisą (akurat miała urodzinki!) – tak wystawny jak nasz bożonarodzeniowy posiłek ;). Zaczęliśmy tradycyjnie brazylijsko od caipirinhi. A robi się ją tak: najpierw 2 łyżki cukru do szklanki, zaś pokroić limonkę (ugnieść patykiem), do tego cechaca (rodzaj rumu brazylijskiego 4,50 BRL za 0,5l), dolać wodę i mnóstwo lodu - super orzeźwiające! Jako główne dania mięsko z grilla, kuskus, ruccola i sałata (przechowywana nieco w wodzie z octem). Do tego super winko Gato Negro z Chile. Na deser czekoladki i pyszny likier cytrynowy produkcji włoskiej! Do tego oczywiście bardzo ciekawe rozmowy, ale może zbyt osobiste to sprawy, by w tym miejscu je przytaczać ;)…
Po południu pojechaliśmy na Riberia, do kościoła słynącego z cudów Bonfim (Pan szczęśliwego Zakończenia - tego też sobie życzymy w tej wyprawie). Ludzie zanoszą tam zdjęcia i odlewy kończyn, jako świadectwa wysłuchanych modlitw, cudów. Zaś spacer wieczorkiem do fortu i kościołka położonego zaraz przy morzu. Taki spokojny zakątek dla brazylijskich “lowelasów” ;)…
Tak przy okazji – Zatoka Wszystkich Świętych, nad którą leży Salwador, jest przepiękna i nie dziwota, że tu właśnie Portugalczycy założyli miasto. W każdym strategicznym miejscu jest fort. Do tej pory zaliczyliśmy chyba cztery z nich.
18.02.08 (pon.)
SALVADOR. Martha
Pelourinho. Muzeum Sztuki Sakralnej - jedno z najbogatszych w Ameryce Południowej. Faktycznie warto. Mieści się w klasztorze Św. Teresy. Ciekawe były popiersia świętych z otworami na relikwie, a także postaci świętych używane na procesjach ubierane w stroje, z “mobilnymi” rękoma. W bibliotece klasztoru (!) znaleźliśmy ciekawy album ze zdjęciami z candomble: kroili koguty, kozły, świnie i pryskali się ich krwią i pierzem koguta… Po południu przeprowadzka do Marthy.
19.02.2008 (wt.)
SALVADOR
Ponowna wizyta na Pelourinho, które zawsze nas czymś zaskakuje!
Informacja o wymianie pieniędzy: na lotnisku są bankomaty “międzynarodowe” – prowizja 8 BRL. Kurs oficjalny w kantorach ok. 1,64 BRL za 1 USD. Z naszego doświadczenia lepiej wymieniać pieniądze na Pelourinho w sklepikach – lepszy kurs ok. 1, 70 BRL.
Są kłopoty z akceptacją kart płatniczych VISA Elektron i nawet VISA Classic, więc lepiej jak zawsze się zaopatrzyć w nieco dewiz i różne rodzaje kart (problem przy płatności za bilety lotnicze Webjet).
Na Pelourinho zwiedziliśmy Trzeci Zakon Św. Franciszka z bajecznymi portugalskimi biało-niebieskimi kaflami („azulejos”) oraz muzeum. Musieliśmy wrócić do “Centro Historico”, ponieważ poprzednim razem nie braliśmy aparatu, a jest co fotografować: kolorowe, urokliwe kamieniczki, sypiące się, ale pełne wdzięku kościoły i przede wszystkim ludziska, bądź – lepiej rzec – postaci, bo pewnie każda z nich ma ciekawą historię do opowiedzenia (nieco się jeszcze krępujemy)…
Na placu Terreiro de Jesus można obejrzeć capoeira (jeśli ma się dość cierpliwości, bo długo czasem każą na siebie czekać). Przez znawców oceniane dwuznacznie, choć jak dla mnie bomba! Ogólnie Murzaje super się ruszają, są dobrze zbudowani (w większości) i sprawni jak 150! Zajrzeliśmy do jednego z najstarszych klasztorów karmelitańskich obecnie przerobionego na niezgorszy hotel… Niby burżujstwo, ale na chwilkę można by się zatrzymać ;)! Zachwalane Muzeum Afro-brazylijskie nie powaliło nas na kolana. Jest dość małe, do ręki dostaje się ksero z opisami po angielsku w koszulkach, ekspozycja uboga… Ciekawe są jednak opisy bóstw Orixa - jedno nawet nosi imię Ewa!
Wieczorem Elisabeth zaprosiła nas na trzy wystawy w jednej galerii. Najbardziej jednak ciekawe było oglądanie bohemy salwadorskiej. Kulinarny przysmak – shake goiaba: zamrożone owoce wraz z wodą (mlekiem) potraktować mikserem i dodać cukru - mniam!
20.02.2008 (śr.)
SALVADOR
Dziś mieliśmy super śniadanko w towarzystwie przeuroczej Elizabeth. Trochę się przeliczyliśmy, że plaża będzie blisko i po długim marszu ostatecznie wzięliśmy autobus, który zahaczając o punkt naszego wyjścia, dowiózł nas na plażę Barra. Słońce jest tutaj bardzo ostre (polecamy na dzień dobry filtr 50). Po plaży krąży mnóstwo sprzedawców różności: od napojów, przez lody, do materiałów i wisiorków. W przerwie niektórzy grają sobie np. w piłkę, zostawiając kram na później :).
http://pl.youtube.com/watch?v=9-bdZjbHV8g
21.02.2008 (czw.)
Salvador. Elizabeth.
Kupiliśmy bilety na samolot do POA (Porto Alegre) 758 BRL/2os linii Webjet. Samolot miał wylecieć o 16.30. Zaś był przesunięty na 18, zaś na 18.30, a jeszcze później na 20.00. Okazało się, że mamy międzylądowania w Rio i Kurytybie = byliśmy tam ;)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz